[4000 tygodni, czyli jak żyć z paproszkowatością]

Kupiłem sobie dzisiaj e-booka „4000 tygodni”. To zabawne, bo akurat dziś mija mój 14000 dzień na Ziemi – czyli mam już za sobą połowę z deklarowanego pakietu startowego.

Jak na ironię, trafiłem na tę książkę dokładnie w 2000 tygodniu życia. I pewnie dla lepszego storytellingu powinienem zacząć zdanie słowami: „…zacząłem uważniej przyglądać się temu, jak ulotne jest życie”. To byłby bůllshit.

I zacznę tak:

W mojej podróży ku akceptacji faktu, że wszyscy umrzemy 🤷‍♂️, odkrywam różne wymiary tej świadomości: od refleksji filozoficznych, przez doświadczenia terapeutyczne, aż po relacje z innymi i materialną codzienność. Staram się zauważać te myśli i emocje, zamiast z nimi walczyć czy ich unikać.

I chociaż czasami wolałbym położyć się w wełnie szklanej albo do końca życia pić kawę rozpuszczalną, niż przyjmować je takimi, jakie są…

To jednak je przyjmuję – trochę jak szczekanie Lucka, gdy jakiś matoł wali nam w nocy w drzwi albo jara szlugi na klatce. Nie próbuję ich zmieniać, chociaż czasami chciałbym, żeby się potknęli i spadli ze schodów – ale to tylko myśli 🤷‍♂️.

Ciekawie jest spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Zastanawiam się, ile razy w życiu tak naprawdę myślałem o bólu, emocjach, pragnieniach i marzeniach moich przodków, którzy żyli +/- 200 lat temu.

Kim byli?

Jak radzili sobie z nieuchronnością końca?

Co tak naprawdę po nich dla nas zostało – czy przechowujemy w sobie część ich obaw, przekonań, zachwytów albo sposobu reagowania na świat?

W perspektywie wieczności większość naszych codziennych zmagań wydaje się krucha i ulotna. Jesteśmy jak paproszki.

Uczę się, że ta kruchość i „paproszkowość” może być inspiracją, by żyć pełniej i mądrzej, a przy okazji nie być frajerem ani złamasem. Zamiast szarpać się z myślami o śmierci, mogę powtarzać sobie, że to tylko myśli. Mogę też wybierać działania, które sprawią, że te 4000 czy nawet 2001 tygodni będą czasem, w którym robię to, co jest dla mnie ważne (swoją drogą polecam).

A jeśli zdarzy mi się zapomnieć, że jestem tu tylko na chwilę, i w końcu udaje mi się zatrzymać, przypominam sobie te 14 000 dni, które już minęły, i te obiecane 4000 tygodni, o których pisze autor książki – i pytam o swoją relację z chwilą obecną.

Wrócę do książki:

„Przemijalność cechuje wszystko: ludzkie życie za sprawą skończoności jest z natury pełne czynności, które wykonujemy po raz ostatni. […] Pewnego dnia po raz ostatni odwiedzisz dom, w którym się wychowałeś, ostatni raz popływasz w morzu, ostatni raz będziesz się kochał albo odbędziesz ostatnią interesującą rozmowę z przyjacielem. W większości tych przypadków nie będziesz mógł wiedzieć, robiąc daną rzecz, że to koniec.”

Z drugiej strony:

„Całe ludzkie cierpienie można postrzegać właśnie jako skutek wysiłku mającego na celu nieskupienie pełnej uwagi na tym, jak sprawy się mają, ponieważ wolelibyśmy, żeby miały się inaczej albo nie podoba się nam, jak mały wpływ na nie mam.”

Czasami:

„Próbujemy wchłonąć jak najwięcej możliwych przeżyć, żeby poczuć, że naprawdę żyliśmy. Świat jednak ma do zaoferowania praktycznie nieskończoną liczbę doznań, więc zapoznanie się z garstką możliwości ani trochę nie przybliża nas do wrażenia, że zasmakowaliśmy życia.”

Tu nie wiedziałem co napisać i poszedłem zrobić sobie kawę. Z pomocą przyszedł Pan Kazimierz, śpiewając:

[gdy swoją ręką ścisnąć rękę zakrwawioną, musowo się zabrudzi, tak już to jest zrobione, nie będzie inaczej…]

Poprzedni rząd mnie bolał, ale to był ból gazu pieprzowego albo pały odbitej na plecach po proteście. Niby boli – ale chcącemu nie dzieje się krzywda (podobno).

Ten mnie już nawet chyba nie boli. Jest mi wstyd i bardzo przykro, że to rząd podobno „bardziej mój” niż poprzedni.

Tak samo jest mi wstyd, a nawet czuję obrzydzenie, gdy czytam informacje o małych istotkach kłócących się o ustawę dotyczącą zawodu psychoterapeuty. Nie mieści mi się w głowie, jak teoretycznie stabilne osoby, gdy poczują władzę, reagują na inność z mentalnością kibica.

Skoro środowisko psychoterapeutyczne nie może dojść do porozumienia – to, czego wymagać od osób, które przynajmniej o cztery lata mniej swojego życia poświęciły na naukę słuchania 🤷‍♂️?

Wracając do rządu i polityki:

Rozumiem, że CPK jest niepotrzebne, bo jako syn pilota wiem, że polski lotnik i na drzwiach od stodoły poleci…

Rozumiem, że żyjemy w smutnej epoce, w której łatwiej jest rozbić atom niż uprzedzenie. Nie mamy elektrowni atomowych, za to mamy coraz więcej uprzedzeń.

Rozumiem, że ostatnie kilkanaście lat polska scena polityczna była podzielona na dwa nienawidzące się obozy. Dzieci wyborców jednych miały zakazy siedzenia z dziećmi przeciwników politycznych.

A gdy trzeba zaprosić zbrodniarza wojennego, któremu z mankietów kapie jeszcze krew palestyńskich dzieci – prezydent dogaduje się z premierem i jest po robocie. Można? Można.

Bardzo trudno mi doświadczać czasu, w którym zamykają się ostatnie oczy, które widziały wojnę, a morderca mający nad sobą nakaz aresztowania dostaje (propozycję) od prezydenta i premiera ochrony oraz zaproszenie na ziemię o chyba największym poziomie barbarzyństwa na metr kwadratowy w Europie.

Nie myślałem, że kiedykolwiek to napiszę, ale serio – czy ktoś może mi wytłumaczyć, czym różni się prezydent USA z groźbami wobec Kanady, Panamy i Grenlandii od swojego sąsiada zza Cieśniny Beringa? Bo mam wrażenie, że światem zaczynają rządzić bardzo mali chłopcy, bardzo biedni chłopcy z bardzo dużym ego, ustawiając świat na nowo.

Ale chętnie się dokształcę i zrozumiem – serio.

Wracając do burdelu, w którym żyjemy:

Gdy czytam słowa Basi o tym, że „chroni szkołę przed awanturą polityczną”, czyniąc edukację zdrowotną nieobowiązkową, rozumiem, że chroni Pani swój stołek, biorąc na swoją tarczę zdrowie i życie dzieci?

pSZemek jako „ministrant edukacji” był dla mnie elementem rzeczywistości budzącym współczucie i pogardę. Ale chyba powoli mniejszą niż wasz rząd, bo – tak jak pisałem na początku – przynajmniej wiedziałem, że będzie źle.

Wystarczy.

Każdy z nas ma swoje „X tygodni”. I choć jesteśmy tylko paproszkami w obliczu nieuchronności końca, to możemy wybrać, jak spędzimy kolejny dzień. Biorąc pod uwagę, że „możesz w sobie wszystko zmienić, a i tak to nic nie zmieni” lub „nie mamy gwarancji, że nie będzie już tylko gorzej.”

Wiem, że świat jest pełen paradoksów, absurdów i cierpienia. Wiem też, że na wiele rzeczy nie mam wpływu. Ale mam wpływ na to, jak traktuję ludzi wokół (w tym siebie) i co wybieram każdego dnia.

Może Ty też zaczniesz od takiego drobnego wyboru – zadając sobie pytanie:

Jak chcę przeżyć następny (ty)dzień?